Aktualności
Czy Adidas przeprosi?
- Managerowie adidasa zapędzili się, myśląc o swojej marce i stracili z pola widzenia konsumentów, do których przez lata mówili ich językiem. Marce wydawało się, że można tak po prostu zamalować uznany w stolicy za dzieło sztuki mur wyścigów konnych i namalować na nim bliskie im logo. Otóż nie można” – w tak Sebastian Hejnowski, dyrektor zarządzający Ciszewski Public Relations i wiceprezes ZFPR, skomentował skandal wywołany w ostatnim czasie przez Adidasa.
Rozwinięty podczas jednego weekendu na Facebooku kryzys zatrzymał projekt. Najprawdopodobniej gdyby ktoś umieścił na słynnym murze komercyjne graffiti to nie obejrzałoby go zbyt wiele osób, zniknęłoby momentalnie. Główni odbiorcy Adidasa nie pozwalają komercji wchodzić sobie gdzie popadnie, oni decydują co gdzie może być. Adidas przekonał się, że skradanie mu nie wychodzi i nie dał rady wkraść się na swoje niedoszłe miejsce. W zaistniałej sytuacji, firma nie wie, co robić. Parcie z reklamą dalej doprowadzi do kolejnej akcji obronnej, tym razem z murem zamiast krzyża.
Przygrywka z DJ-em 600 V
Pozytywnie za to oceniono spotkanie z DJ-em 600 V uznanym za środowisko chętnym pomóc w sytuacji, choć nie obyło się bez zastrzeżeń.
- Z wydanego oświadczenia nie wynika ani kto był inicjatorem spotkania, ani kim są osoby ze środowiska. Kierunek obrad spotkania jest bardzo słuszny, tylko że kończy się deklaracjami grupy, a nie konkretnym zobowiązaniem marki – twierdzi Sebastian Hajnowski. Uznaje DJ-a 600 V za misjonarza poprawy wizerunku i łącznika społeczności z marką. Wyraża również zadowolenie z zerwania współpracy z Adidasem. Inną opinię przedstawia associate director z Euro RSCG Sensors, Michał Olbrychowski, uważając ten zabieg za błędny, ponieważ Adidas nie zamalował płotu DJ-a 600V, tylko mur Toru Wyścigów Konnych w Warszawie, a ten według Totalizatora Sportowego "od lat jest traktowany jako przestrzeń publiczna, na której obowiązuje nieformalna akceptacja dla aktywności środowiska grafficiarzy, którą w pełni respektujemy, nie wydając formalnych czy nieformalnych zgód lub zezwoleń na tworzenie graffiti".
Kryzys był, winnych brak
Nie wiadomo kto był w całym tym zamieszaniu kłamczuchem, ale na naganę zasługuje fakt, że nikt nie kwapi się do złożenia jakichkolwiek wyjaśnień. Adidas milczał, Totalizator i konserwator o żadnych propozycjach nie wiedzą, odpowiedzialność zrzucono na agencję Tailor Made PR i dom mediowy Carat.
- Osobiście czekam na osobę, która wyjdzie i powie, że to był jej pomysł, że dochowała staranności, lub cokolwiek innego. Totalizator twierdzi, że o niczym nie wiedział. Wynika z tego, że oto na ich murze ktoś malował w biały dzień. Czyżby więc był to akt wandalizmu? Kto jest wandalem? – pyta retorycznie Hejnowski.
Brand jest jak drzewo, im większy i bardziej rozrośnięty, tym więcej huku narobi przy upadku. Olbrychowski jest zaskoczony, że nikt nie zauważył tego, co nadchodzi. Marka identyfikująca się z kulturą hip-hopu i street artem niszczy czyjeś graffiti by... maźnąć tam swoją reklamę. Strzał z łuku we własne plecy i wejście w butach do meczetu to przy tym przykłady rozgarnięcia i rozwagi.
Obaj eksperci zgadzają się co do jednego: Adidas zareagował zbyt późno. Poza tym również spóźnione przeprosiny, zła forma komunikacji. Inne błędy, jakie wyliczają, to brak natychmiastowych przeprosin, nieodpowiednia forma komunikacji w komplecie ze złym doborem słów, przekazywanie fałszywych informacji, chowanie głowy w piasek i brak jakichkolwiek danych na temat planów rekompensaty. Bo, jakby nie patrzeć, ktoś poniósł stratę...
Co zrobić, by odzyskać zaufanie swoich odbiorców? W dobrym tonie będą jakieś działania marki na rzecz graficiarzy, lecz na razie Adidas wypowiada się bardzo lakonicznie. Firma tłumaczy, że widziała w przedsięwzięciu szansę dla uczczenia sztuki ulicy w formie graffiti i street artu.
- Ciężko mi sobie wyobrazić bardziej nietrafiony przekaz. Bo jak najlepsze intencje i niezniszczenie dorobku ma się z zamalowywaniem tejże sztuki na czarno? – pyta Olbrychowski.
Źródło: proto.pl