Aktualności
Podrażnij mnie odrobinkę...
Spójrzmy na całokształt przekaźników reklamy, zawęźmy pole poszukiwań do zewnętrznych, i po chwili grzebania znajdujemy kampanie teaserowe. To reklamy pokazujące coś, choć nikt nie wie, co dokładnie. Przekaz jest niejasny, widz zostaje pobudzony, podrażniony, zachęcony do myślenia na temat rozwiązania, które to zwykle zostaje pokazane na następnym etapie kampanii. Co ciekawe, najlepszym nośnikiem tego typu reklamy są billboardy. W prasie ta metoda nie zdała egzaminu.
Kampania teaserowa dzieli się najczęściej na dwa etapy. Pierwszy z nich to przykucie uwagi, podchwycenie wzroku, zadanie zagadki z obietnicą odpowiedzi, ale za jakiś czas, musi być podana odbiorcy jakaś wskazówka. Najczęściej używa się do tego celu treści kontrowersyjnych, bulwersujących, tejemniczych itp. Część druga to zamknięcie całości, objaśnienie sensu poprzedniego etapu i reklama produktu sama w sobie.
Jednak nie ma róży bez kolców, więc i teasery oprócz zalet posiadają również wady. Na plus na pewno można zaliczyć nawiązywanie więzi z odbiorcą - ten niecierpliwi się i zastanawia kiedy wreszcie nadejdzie rozwiązanie, usiłuje samemu dojść do odpowiedzi. Marka zapada w pamięć poprzez zmuszanie klienta do myślenia podczas oglądania przekazu. Na minus z kolei działa fakt, że ktoś może "zaczepkę" zwyczajnie zignorowac. Albo zapomnieć jej treść. Jako, że koszta takiej kampanii są dwa razy wyższe niż normalnie, fakt opuszczających jej pobliże potencjalnych konsumentów jest wysoce nieopłacalny.
Reasumując: tajemniczy billboard ze skromną wskazówką i tym samym przykucie uwagi, a potem drugi billboard, już z wyjaśnieniem. A nawet jeśli ktoś rozwiąże całość przed oficjalnym zakończeniem... Cóż, tym większa jego satysfakcja.
Źródło: "Visual Communication"